Niestety,pierwsze minuty wiosny nie czynią...Początek świetny,niezła walka na orbicie,świetne,futurystyczne konstrukcje techniczne na orbicie,piękne kosmiczne otoczenie i zapierające dech widoki planety...
To mógł być znakomity,poważny sf,z niezwykłymi technologiami,przygodami,innymi światami...a tu taka zmiana!Film jest po prostu zwyczajnym filmem familijnym,dla dzieci,na niedzielne popołudnie.Wiadomo że tu nic nikomu ,,dobremu" nie może sie przytrafić złego,a źli w końcu płacą za swe występki...dzieciak,mały geniusz ratuje rodzinkę kilka razy bo jego ,,wielki" ojciec jest momentami denerwująco niekompetentny i bezradny...wszyscy sila się na dowcipne dialogi i cięte riposty słowne,ale po co to wszystko...wyprawa w kosmos jak na piknik za miasto.
Statek jest potężny,wielki,do jego obsługi rodzina nie zatrudnia fachowej załogi,wszystko robi sama,a to za dużo jak na małą rodzinę,tyle rzeczy może pójść nie tak...
Szkoda tych pierwszych pięciu minut na taki słaby i ,,na niby" film sf...Nie udał się!
A fakt, że jest to film na podstawie serialu nic nie znaczy?
Serialu z lat 60? I że film utrzymywał konwencję tamtych lat z techniką lat 90?
Porażką nazwałbym te na siłę wymyślone argumenty.
Pozdr.
"Troję" nakręcili na podstawie opowieści sprzed 3500 lat. Czy to znaczy że miały tam zagrać pacynki zamiast aktorów? Konwencjami można się bawić - to nic złego, tyle że tu mamy po prostu słabiutką historyjkę. Może dzieci z lat 60-tych to łykały, po Matrixie i Piątym Elemencie to już za mało. Tylko Oldmana szkoda.